Za niespelna 12 godzin mam zaliczenie.. z socjologii :/ Od 6 dni nosze w plecaku skserowane notatki... nawet do nich nie zagladnalem. Z dwoch wymaganych lektur o socjologii przeczytalem - zero. Moja wiedza na to zaliczenie - zero.
Jestem - zero... ?
Stwierdzam cholera jasna, ze brak mi po prostu motywacji. Zle wybralem sobie te pieprzone studia. Nie widze przyszlosci w nich. Bezsens. Stracony rok. Trzeba zmienic kierunek, trzeba pojsc na to, z czego jestem dobry, z czego cos umiem. A teraz. Teraz trzeba jakos ten rok przejsc. Tylko co z motywacja... co z nia?
Zna ktos jakis sposob na motywacje? Zeby mi sie tak chcialo jak mi sie nie chce?!?!?
.. znajoma ze studiow (nota bene bardzo mi sie podoba), kiedy wracalismy dzisiaj w tramwaju z angielskiego zapytala sie mnie czy przypadkiem nie moglbym jej zalatwic na kasecie paru piosenek The Doors. Powiedzialem, ze nie gwarantuje, ale duze prawdopodobienstwo jest, ze to zalatwie. Powiedziala, ze przyniesie mi kasete jakos w srode, i jakbym mogl to ona prosi o przegranie. Wrocilem do domu, znalazlem wszystko na sieci, przegralem na kasete swoja. I dzisiaj, po wykladach popoludniowych wreczylem jej ta kasete. Tak autentycznej radosci, zaskoczenia i pieknego usmiechu jeszcze nigdy nie widzialem. Bardzo bylo to mile :) Mam nadzieje, ze nie dalem po sobie poznac, jak bardzo sie ucieszylem, sprawiajac jej przyjemnosc ;-) Eeech, szkoda tylko, ze od osob trzecich wiem, ze jest zajeta... ale spoza Krakowa jest... hmmm.... :->
W kazdym razie bylo warto sie troche potrudzic. Dla tego usmiechu.