...właśnie jej doświadczyłem... Samochódł zamarzł na kość. Najpierw walczyłem z drzwiami, aż się bałem, że odejdą z uszczelkami... Potem próbowałem zdrapać lód, pewnie i udało by mi się, lecz chyba wraz z szybą... Wlazłem do auta, i po 10 minutach nagrzewania udało mi się wydłubać w lodowej skorupie coś na kształt bulaja... No ale jechać się dąło, coś tam było widać... Pojechałem do nocnego, zrobiłem zakupy... Nie wróciłem jednak do domu, postanowiłem jechać przed siebie dopóty, dopóki nie stuknie mi na liczniku dziennym 100 kilometrów [było około 92]. Jechałem, jechałem... Droga zmieniła kolor, z czarnego, poprzez szary na biały... Kilometry uciekały a ja rozmyślałem, cieszyłem się życiem, zimą, mym autem... Wybiła stówa, zahamowałem... A tu nic, auto dalej przed siebie... Mimo, że dziś wyjątkowo przestrzegałem przepisów [jechałem ca. 50 na godzinę] to zatrzymałem się dopiero po jakiś ok. 50 metrach... Nieźle, nieźle, szklaneczka jak się patrzy, do pracy to ludzie na łyżwach powinni... Ja nie potrafię, niestety, eh to introwertyczne dzieciństwo... ,( Wracając widziałem tylko na zakrętach ślady tych, co pojechali na wprost... Dzięki Bogu śniegu dużo, więc jak sądzę nikomu się nic nie stało... Wróciłem do domu, podgrzałem sobie potrawkę... Ot, minął dzień... Zwykły dzień... ,)
chwytaj dzien.. taak. trza sie cieszyc zyciem. zwlaszcza jak ma sie z czego. u mnie, nie nowosc, powtarzam to od kilku notek, wypas absolutny. nie wiem czy bylem kiedykolwiek bardziej szczesliwszy. to jest jak sen, jak sen, co jak sie obudze nagle? ostatnio zauwazylem, ze pierdole jak jakis potluczony romantyk :) coz zrobic, bywa :]
w pracy ciezko :) absolutny hardkor. zaczalem chodzic na ta poczte na nocki, w dzien jeszcze pracuje w call-centre (zmniejszylem sobie na czas pracy w poczcie godziny w callcentre do 4 dziennie i git jest). w niedziele zaczelismy, trzy dni treningu. czworka nas Polakow znajomych byla tam naraz, czulem sie jak na tlumaczeniu kabinowym, hehe :) jak przyszedl test na trzeci dzien to calym soba przezywalem czy ich przyjma czy nie. ale sie udalo i na nastepny dzien nie moglem pojsc do pracy, trza bylo opic :) ulga w kazdym razie wielka to byla :) no, a po treningu dopiero zaczela sie praca. w pocie czola, i wogole harowa niesamowita. trening skonczylismy we wtorek, w srode juz niby-normalnie do pracy, posadzili nasza grupe w pokoju i czekalismy godzine az ktos przyjdzie. dobrze ze kazali nam dzien wczesniej przyniesc ksiazke do poczytania sobie, bo by bylo ciezko. poczytac sobie dobra ksiazke i dostac za to 7 funtow, heh, takie zycie. potem dopiero zaczely sie schody. poszlismy na gore do komputerow. i, o zgrozo, pracowalismy cala godzine. potem mielismy tylko pol godziny przerwy, i z powrotem do ciezkiej harowy wklepywania kodow pocztowych. po kolejnej godzinie ciezkiej pracy w pocie czola, nastapila przerwa na obiad (maja tam na miejscu specjalna nocna kantyne, bardzo dobre zarcie, dofinansowywane) - tylko jedna godzina na to. uwlaczajace normalnie. w czasie przerwy mozna przejsc sie do sali tzw. "rekreacyjnej" i tam do wyboru "pilkarzyki", bilard, ping-pong, czy zwykle ogladanie telewizji. straszne te warunki tam, myslelismy z kumplami czy by nie wyjsc z tamtad od razu. no ale w koncu skonczyl sie dzien, i mozna bylo wrocic do domu, na zasluzony odpoczynek :) a z kolei wczoraj w pracy (tej drugiej, w callcentre) zrobilem 4 sprzedaze w 3,5 godziny i wyszedlem wczesniej do domu. i zaplaca mi za te pol godziny co mnie nie bylo. bezczelnosc normalnie :)
zima przyszla do anglii... angole zagubieni ;) w radiu trabia o korkach, kolizjach, zamknietych szkolach. troche sniegu i sie gubia ;) cos tam znajomy mowil, ze bedzie to zima dziesieciolecia w anglii (a slyszalem ze moze nawet 100lecia, dobre by bylo). no ale nie przelewki, dzisiaj jak wieczorem odwozilem E. do pracy, to drzwi po stronie kierowcy mialem zamarzniete calkiem :/ cale szczescie te od strony pasazera byly normalne, bo by sie spoznila pewnie, hehe.