... dwa tygodnie wygladaja u mnie bardzo podobnie. W ciagu tygodnia nic w zasadzie nie robie, siedze na necie, gram w Red Dragona, czytam fora i newsy ze swiata pilkarskiego (jest to moja ostatnia zajawka :)) Czasami zdarzy sie wyjscie z kumplami na piwo, zagranie w Magie i Miecz. I tak byle dotrwac do weekendu, ktory to caly czas wypatruje :) Wtedy sytuacja sie odmienia, blask jakis taki wkrada sie w moje zycie, przerywa sie monotonia, zyje pelna piersia. A potem, w niedziele wieczor znowu ta sama stagnacja. Musze cos z tym zrobic. Nie mam zamiaru kisiec tutaj w Krakowie caly czas! A zeby sie stad wyrwac, trzeba cos najpierw zarobic. Do tej pory to ja tylko mowilem o tym, ze szukam pracy, ze naprawde by sie to przydalo, ze to, ze tamto, blah blah blah... latwo powiedziec, trudniej sie zmobilizowac do dzialania. Dzisiaj w koncu sie przelamalem, wyslalem juz dwa maile odnosnie pracy, zrobilem swoje CV nawet ;) Wiec cos sie rusza. Bedzie lepiej, musi byc, motywacje juz mam. Chce sie wybrac na Przystanek Woodstock. To jest najblizszy cel. Trza to jakos osiagnac.
... w zasadzie to odbylo sie to przez przypadek. Naprawde. Naprawde chcialem pojsc na to zakichane kolokwium. Naprawde nie moja wina, ze spoznilem sie 2 minuty na tramwaj, nie byloby sensu isc na cwiczenia 20 minut spoznionym, juz byloby po kolosie. Naprawde nie chcialem.
Kurwa. Czulem sie winny, wiec polazlem sobie do Piasta (taka knajpka przy miasteczku studenckim) i strzelilem jednego browarka przy barze. Tak swoja droga to byl chyba pierwszy raz kiedy pilem piwo przy barze, sam. Nie moglem wrocic do domu, matka by sie deczko wpienila :/ No i tak sobie przesiedzialem z pol godziny, tylko rozmyslajac. Potem mnie zad zaczal bolec, przesiadlem sie do stolika, czytajac juz potem ksiazke. Swoja droga to Pratchet potrafi byc czasami tak absurdalny, ze az smieszny (prawdopodobnie o to chodzi).
Dzisiaj (to jest w piatek) bylem normalnie na zajeciach, dowiedzialem sie, ze pare innych osob tez nie bylo na tym kolokwium.. lacze z tym nadzieje, ze bedzie sie dalo to odrobic na nastepnych cwiczeniach. Bedzie dobrze.
Po poludniu jeszcze tylko lekcja angielskiego z Pawlem (dzieki temu dostalem jakas kase..) i mozna sie juz bylo wylajtowac. Szybko pare mesgow (geeeeez, juz sie nie mowi "telefonow"... teraz to sa message'e na Gadu-Gadu...) i bylo wiadomo z kim, gdzie i kiedy pijemy. Oczywiscie wodeczka, a jak, ostatnio tak milo wchodzi. Popilismy, wrocilem. Nic specjalnego.
Teraz jestem swiezo po obejrzeniu filmu "Siedem". Pierwszy raz ogladalem. Film momentami zasypiajacy, w wielu momentach budzi szybko czlowieka do zycia. A koncowka juz rozpierdalajaca po prostu. Bardzo polecam. Bardzo.
aha.. z tego zadania z anglika dostalem 5.. sie ucieszylem.. ale cala klasa dostala 5, na "dobry poczatek"..