W czwartek zrobilem glupia rzecz...
Kurwa. Czulem sie winny, wiec polazlem sobie do Piasta (taka knajpka przy miasteczku studenckim) i strzelilem jednego browarka przy barze. Tak swoja droga to byl chyba pierwszy raz kiedy pilem piwo przy barze, sam. Nie moglem wrocic do domu, matka by sie deczko wpienila :/ No i tak sobie przesiedzialem z pol godziny, tylko rozmyslajac. Potem mnie zad zaczal bolec, przesiadlem sie do stolika, czytajac juz potem ksiazke. Swoja droga to Pratchet potrafi byc czasami tak absurdalny, ze az smieszny (prawdopodobnie o to chodzi).
Dzisiaj (to jest w piatek) bylem normalnie na zajeciach, dowiedzialem sie, ze pare innych osob tez nie bylo na tym kolokwium.. lacze z tym nadzieje, ze bedzie sie dalo to odrobic na nastepnych cwiczeniach. Bedzie dobrze.
Po poludniu jeszcze tylko lekcja angielskiego z Pawlem (dzieki temu dostalem jakas kase..) i mozna sie juz bylo wylajtowac. Szybko pare mesgow (geeeeez, juz sie nie mowi "telefonow"... teraz to sa message'e na Gadu-Gadu...) i bylo wiadomo z kim, gdzie i kiedy pijemy. Oczywiscie wodeczka, a jak, ostatnio tak milo wchodzi. Popilismy, wrocilem. Nic specjalnego.
Teraz jestem swiezo po obejrzeniu filmu "Siedem". Pierwszy raz ogladalem. Film momentami zasypiajacy, w wielu momentach budzi szybko czlowieka do zycia. A koncowka juz rozpierdalajaca po prostu. Bardzo polecam. Bardzo.
aha.. z tego zadania z anglika dostalem 5.. sie ucieszylem.. ale cala klasa dostala 5, na "dobry poczatek"..