sie zyje :) w pracy totalny wypas. dzisiaj (wczoraj) zrobilem 5 sprzedazy (moj rekord :D ) i polazlem do domu godzine wczesniej. a zaplaca mi normalnie, jakbym ja odpracowal. to jest zycie :) potem lekcja angielskiego i odwiedzilem samochodem kumpla z pracy, zmienil mieszkanie na nowe, w centrum. calkiem sympatycznie tam ma. okazalo sie, ze jest mistrzem gry w D&D, moze cos pokminimy zeby jaka sesyjke zagrac.. tylko ze on anglik, ale mysle damy rade, hehe. dawno w klasycznego rpg'a nie ciupalem.
wyglada na to, ze bedziemy miec kolejnego domownika. wujek przyjedzie szukac pracy. a czemu nie, przyjaciol zaprosilem, to czemu rodziny nie przyjac. moze byc ciekawie. przyleci razem z reszta mojej rodziny na swieta bozego narodzenia, tylko mama z bratem wyjada po nowym roku, on zostanie.
w zeszly weekend wybylismy kolo 19:00 na impreze "plenerowa" ze znajomymi, nad zatoke. byl tzw. "Guy Fawkes Day" czy jakos tak, w kazdym razie angole celebruja ze ten Fawkes caly probowal, ale mu sie nie udalo, wysadzic w powietrze parlament. glupi ci angole :) ale fajne fajerwerki byly. potem polezlismy nad wode pospiewac szanty (mamy takiego jednego zeglarza, baaardzo wporzo ziom, a glos ma ze hej!). wlezlimy do niecki takiej jednej przy morzu, jak nagle nie pierdulnely fale, prawie nas potopilo :) zdupcylismy szybko z tamtad i zahaczylismy na chwile o promenade, tam pospiewalismy jakis czas a potem do znajomych na hawire libacjonowac sie dalej. obudzilem sie w jakims pokoju ktorego nie znalem, bez butow wogole, hehehe. okazalo sie ze glany zostawilem pietro wyzej :D koniec koncow wyszlismy z tamtad po 14:00 dnia nastepnego :) dooobra impreza byla. z kolei w ta sobote sie szykuje gruuuba biba. dwoje wspollokatorow bedzie obchodzilo urodziny, Radka kobieta przyjezdza z Polski na ta okazje, duuuuzo znajomych przybedzie. ciekawe co z domu zostanie :D tak lekko liczac ponad 20 osob minimum. ostro.
a od 20 novembra zapieprzam i owszem na tej poczcie. ciekawe czy wydole, 14 godzin w sumie dziennie pracowac... ale nie za ciezka praca, wiec mysle ze bedzie ok. na swieta bedzie mozna zaszalec :)
najlepszy wal, ze nagle ni z tad ni z owad jebnelo mi lekcjami angielskiego. mam juz 2 grupy po 3 osoby, a jest jeszcze trzecia grupa... tylko, ze niestety musialem im powiedziec, zeby sie zglosili po nowym roku, bo kurde zywcem nie mam czasu no... jaja... bo przeciez w weekend zawsze musi byc wygospodarowane parenascie godzin na najebe/regeneracje :D hehe...
Wlasnie skonczylem sprzatac laboratorium w pracy, i bylem swiadkiem jednego z najpiekniejszych zachodow slonca jakie widzialem. Kolory zajebiste, takie pomieszanie fioletowego z czerwonym, zoltym i rozowym. Taka fajna luna na horyzoncie, pod spodem byly takie male chmurki, ktore wygladaly zupelnie jak kamienie (tu sie wlaczyla moja wyobraznia juz, hehe). Pod tymi kamieniami byla taka duza trojkatna chmura, to bylo skrzydlo. Potem w lewo taka dluuga, chuda chmura (szyja) i najbardziej na lewo takie zbiorowisko chmur (cummulusow?) ktore tworzyly glowe smoka :-) Wypas kurwa. Jeszcze te kamienie nad nim i ta luna tworzyly zajebiste leze smoka. Normalnie wypas, chuj strzelil, ze nie mialem aparatu ze soba.
Ale co do tytulu.. wczoraj z Bartoszem bylismy na koncercie Judas Priest. Jako support (support kurwa..) grali Scorpionsi. Wypasik. Koncert sam w sobie zajebisty (Scorpionsi grali godzine, Judasi dwie i pol!) a Halford dalej jest nie do zdarcia, przechuj pedal jeden :) Nie wiem dokladnie ile ma lat kolo, pewnie ponad 50, ale wyc umie jak malo kto. Na motorku potem tez wjechal na scene :) Ogolnie gitez. Tylko wlasnie publicznosc, pffff... Kurwa... statyczna. Tak. To jest odpowiednie slowo. Stali i se patrzyli. Zadnego mlyna pod scena, nic. Moze troche (troche, bo wiekszosc miala krotkie..) dlugowlosych pod scena pogowalo, robili satany z palcow (glupio brzmi, wiem, ale jak ten gest niby okreslic?) i tak dalej. Ale to byla absolutna mniejszosc. Wiekszosc se stala i lukala, okazyjnie klaszczac. Chore. A juz najbardziej mnie rozjebal kolo co caly koncert nagrywal z komorki. Pojeb. Wyjebal 30 funciakow kuwa zeby se ponagrywac na komorce... Jak Scorpionsi grali Wind of Change wyciagnalem zapalniczke i zapalilem. Klimat. Patrze sie... nikt oprocz mnie nie swieci.. patrze sie do tylu.. dwie inne zapalniczki sie swieca, gasna zreszta zaraz. Kurwa. A miejsce gdzie byl koncert 4000 luda miesci, jak kupowalismy bilety na tydzien przed to sprzedali troche ponad 3000. Wiec prawie full kurwa. Pojebani Ci angole, kurka wodna no. Nevermind, po wyjsciu z koncertu ledwo moglismy mowic, dobrze bylo :) Aha, jeszcze zapomnialem najgorszego. Nie mozna bylo tam cholera jasna palic. Dubre to, ale jakos wytrzymalismy.
Co poza tym. Miesiac juz popierdzielam moim samochodzikiem, okolo 400 mil juz przejechalem, mysle niezle :) Pali troche wiecej niz sie spodziewalem cholerstwo, ale i tak malo w sumie.
Jutro zaprosilem takich znajomych co poznalem wczesniej (Ozzy z rodzinka :D ten koles co go poznalem jeszcze w pazdzierniku) na grilla u mnie. Hehe. To sie "barbecue" tutaj nazywa. Pewnie niezlego zonka dostana jak zobacza moja nore, hehe. Ale maly ogrodek (w zasadzie nie powinno sie to ogrodek nazywac, takie niewiadomoco, hehe) mam, wiec grilla mozna zapodac. Zwlaszcza ze przyjda ze swoja corka, 25 latek ma, widzialem ja tez na koncercie, wporzo babka, hehe. Sa tylko dwa ale, heh... pierwsze, jest wyzsza ode mnie, lipa. A drugie ma dwa bachory, pffff :) No ale jebac. Powinno byc ciekawie :) Do uslyszenia.