notka
Co dalej.. Do Polski na weekend przyjezdzamy! Pierwszy weekend czerwca. Bilety juz kupione :D Zle wiesci to te, ze niestety musialem pozyczyc kase na te bilety, bo tanie kurwa nie byly.. heh.. ale dobrze jest, obaj pracujemy, powinno wszystko zaraz byc ok.
Ostatnio byl dlugi weekend. Zapowiadali ladna pogode, ogolnie wypas. W piatek wstaje na rano do pracy, juz wtedy czulem, ze cos bylo nie tak. Zwolnilem sie z goraczka o 1 w poludnie. I caly piatek, sobote, niedziele i poniedzialek zdychalem w lozku... 38,8 mialem w pewnym momencie... kurwa wypas.. wtorek przyszedl, akurat wyzdrowialem do pracy. Jeszcze mnie tylko gardlo troche trzyma. Bloody typical, jak to cieciu z pracy ujal...
Kat nie moge doprosic zeby mi zalatwila z radiem w samochodzie. Bo niby ma przyjaciolke, ktora prowadzi garaz samochodowy, i moglaby mi za frajer tego cdplayera zamontowac (35 funtow, kurwa, piechota nie chodzi..). No ale dupa, zawsze cos jej wypadnie, zapomni, czy ja sie nie moge doddzwonic. Bloody typical.
Co tam poza tym sie dzialo.. w weekend nam landlord sie napatoczyl, remontuje glowne mieszkanie, bo za tydzien sie jakies mlode malzenstwo wprowadzi. Mlodzi, widzialem ich, nawet w porzadku, moze bedzie z nimi ok. W sobote zrobilismy John'owi (landlord) obiad, zjadl, smakowalo, powiedzial, ze na nastepny raz butelke wina przyniesie :) I przyniosl! W niedziele wiec zjedlismy obiad, a potem obrocilismy litrowa butelke czerwonego francuskiego wina. Dwuletnie, polwytrawne, Merlot sie nazywa, niezle. Pewnie majatku za nie nie zaplacil, ale i tak milo.
Notka byla pisana pare(nascie, nie pamietam) dni temu off-line, od tego czasu troche sie dzialo, ale nie chce mi sie pisac, wiec na razie styknie. Do przeczytania.