wypas wypas wypas
przeniesmy sie teraz juz do miejsca z kad nadaje, czyli Plymouth. ogolnie lajt, przyjechalismy tutaj o 2 w nocy w poniedzialek (w zasadzie wtorek). Uciulalismy na taxowke (zadnych funtow nie pomyslalem zostawic, cholera, z drobniakow kolesiowi dalismy, i tak za malo) i odwiozl nas pod chate Ozzy'ch, gdzie zostawilem samochod (bo okolica bezpieczniejsza). przepakowalismy sie szybko i jazda do domu. rozpakowywanie, mrozenie wedlin, koniec koncow kolo 4 rano poszlismy spac, potem do pracy na 2 po poludniu. Bartosz jak sie okazalo zostal przeniesiony na inna zmiane, nie usmiecha mu sie to, ale coz zrobic - zycie. Bedzie musial z nowymi ludzmi pracowac, ale mysle ze se da rade. A ja po powrocie do pracy, normalka. Meeting. Zawsze jakos tak wypada, ze jak mnie nie ma kilka dni (albo dluzej -> boze narodzenie) to te cipy pielegniarki na mnie nadaja, jakies bzdety totalne, i potem mam spotkanie z managerem. Teraz poszlo o to, ze wlosy mialem przystrzygane w biurze nocnych pielegniarek (w ciagu dnia, potem posprzatane zostalo, to raz; inne osoby tez sie tam strzyga, to dwa; strzyze inna pielegniarka, taka Sarah, to trzy; chuj te kurwy powinno to obchodzic, bo nie korzystaja w ciagu dnia z tego biura, to cztery; robione to bylo w czasie mojej przerwy dlugiej, co potwierdzila Kath, moja przelozona bezposrednia, obecna na meetingu, to piec). Dalej poszlo o to, ze niby dokumenty o badaniach czytam jak czyszcze sale kliniczne. Takie cus co sie zwie CRF Study Files, jakies pierdolone bazgroly, nic mi nie mowiace. Bo siedza te klasery zawsze przy lozkach. A czasami, jak ochotnikow nie ma na sali, to zostawiaja gazety na lozkach. I ja, jako lubiacy sport i pilke nozna, zawsze se szybciutko obroce gazete na ostatnia strone, poczytam co tam w swiecie pilkarskim slychac. A te kurwy (pielegniarki), zamiast podejsc do mnie, sprawdzic co robie, zobaczyc ze nie czytam tych nudnych zafajdanych danych, zwrocic mi nawet uwage, ze nie powinienem gazety czytac (bo to sie akurat zgadza :P) tylko sprzatac, to one z morda do managera, wredne donosicielki kurwosci. I jeszcze pare innych, tego kalibru spraw. Lynn (Human Resources Manager, bo moj liniowy akurat na urlopie) to az sie ze wstydu palila jak mi to czytala. I przeprosila nawet, no ale jak jest oficjalny donos (bo jak to inaczej nazwac? "obserwacja" by moj liniowy stwierdzil, pfff, kurwa) to ona musi mi to przekazac. Jebac.
No i teraz dochodzimy do najlepszej czesci. Dzisiaj (wczoraj) bylem w pracy i dzwoni Bartosz (bo ma na nocki teraz akurat, wiec caly dzien jak ja w pracy jestem to on siedzi w domu; na zmiany pracuje, co tydzien inna) i mowi, ze zlapal u nas w chacie neta! HA! normalnie oplacalo sie lepszy komp kupic. Wylapal jakas siec bezprzewodowa! U mnie, w mojej pieprzonej norze! Co za wypas, to sie w pale nie miesci. Idealnie oczywiscie nie jest, slaby sygnal, rwie co chwila - ale zawsze mowilem, ze lepsze rwane polaczenie niz zadne :D No. I tyle newsow, siedze sobie w domciu i pykam na necie. Pozdrowienia z angolii.